Aniu, kim jesteś?
- Badania anatomiczne potwierdziły, że jestem kobietą. Zazwyczaj na pytanie o tożsamość, ludzie wymieniają swój zawód. Z zawodu jestem człowiekiem. Bywam też matką, piosenkarką, wydawcą itp. Lubię być Anną Jurksztowicz. Wcielanie się w kogoś innego odkształca.
Lubisz przebywać sama ze sobą?
- Lubię, nie tylko dlatego, że nie muszę się wtedy z nikim dzielić szamponem czy arbuzem. Przebywanie z samym z sobą jest najlepszą formą samopoznania, odpoczynku i regeneracji. Jak człowiek jest sam ze sobą, to ma wielką szansę zauważyć samego siebie. W tłumie wszystko się zamazuje.
Dla wielu z nas muzyka jest tylko jedną z form wyrazu artystycznego. A czym jest muzyka dla artystki?
- Muzyka jest dla mnie sposobem widzenia świata i człowieka. Tu do opisu używa się emocji w postaci nut i dźwięków. Urodziłam się z muzyką, więc nie sposób jej się teraz pozbyć. Jest moją organiczną częścią. Jest jednym z wewnętrznych „narządów”, niezbędnych mi do życia.
Energia Twojej muzyki jest bardzo magnetyzująca i przyciągająca. Twoje teksty są głębokie, czasami poruszające, skłaniające do refleksji. Skąd czerpiesz inspiracje?
- Inspiracje czerpię z tego, co wewnątrz i z tego, co dookoła. Zresztą ta relacja między jednym a drugim jest najbardziej intrygująca. Moja muzyka i teksty to impresje tego, co przeze mnie przepływa i odciska ślad.
Opowiedz, proszę, coś o swoim najnowszym albumie „Poza czasem. Muzyka duszy”.
- Album „Poza czasem” nie proponuje muzyki pop. Zaprasza do refleksji i medytacji. Skłania do zatrzymania się i zadumy. To nie jest muzyka do tańca lub na imieniny. Najnowsza płyta to takie moje krótkie, muzyczne, duchowe resume.
Do kogo kierujesz swoją muzykę? Szufladkujesz jakoś swoich odbiorców?
- Muzyka zawsze skierowana jest do wszystkich. Mam swoich wiernych fanów, ale liczę na zainteresowanie osób, które podążają jakąś ścieżką duchową, bez względu na światopogląd i ideologię. Nasze wnętrza nie mają granic ani barw narodowych.
Na ile, Twoim zdaniem, muzyka może pocieszyć i pomóc w trudach dnia codziennego?
- Najlepszym pocieszycielem jest drugi człowiek, ale przecież to on tworzy muzykę. Taka też jest rola twórcy – pomóc innym. Pomoc ta ma różny i szeroki wymiar. Od uprzyjemnienia chwili, podróży, randki do jakichś uniesień czy głębokiej refleksji.
Czy masz w swoim repertuarze piosenki, do których wręcz obsesyjnie wracasz?
- Do kilku wracam, lecz nie obsesyjnie. Słuchacze się też tego domagają. Nie mogę im tego odmówić. Przecież wychodząc na scenę, nie śpiewam tylko dla siebie.
Czego słuchasz na co dzień?
- Słucham sporo muzyki. Najchętniej jazz i muzyki klasycznej. Tej ostatniej słucham podczas jazdy samochodem.
Jesteś piękną kobietą. Czas dla Ciebie się zatrzymał. Jak na co dzień dbasz o siebie?
- Po prostu tak mam, ale nie chciałabym brzmieć nieskromnie. Kobieta piękna to kobieta pogodzona ze sobą. Czas nie istnieje, to my nadajemy mu sens i bieg.
Gdy słyszysz słowo „rodzina”, myślisz o...?
- Myślę o dzieciach. Nie ma lepszego wynalazku niż one. Są wielką motywacją, do wszystkiego. Są też lustrami, widzami i słuchaczami w pierwszych rzędach.
O czym śni Anna Jurksztowicz?
- Odpowiem „myślą nieuczesaną” Leca: „Śniła mi się rzeczywistość. Z jaką ulgą się obudziłam”. Sny powinny być magiczne i baśniowe. Inaczej byśmy zwariowali.
Jak oceniasz polski świat show-biznesu, świat polskiej sceny muzycznej?
- Nie oceniam. Szkoda mi na to czasu. Zresztą w ocenianiu innych jest coś bardzo groteskowego.
Czy według Ciebie możliwa jest przyjaźń między gwiazdami? Jeśli tak, z kim na co dzień przyjaźnisz się i spotykasz na tzw. przysłowiową kawę?
- Jasne, że takowa przyjaźń istnieje. Przecież gramy do jednej bramki. Faulowanie, oprócz siniaków, nic tu nie wnosi.
Porównując początki swojej kariery z tym, jak dziś rodzą się nowe "gwiazdy", do jakich dochodzisz refleksji? Kiedyś było łatwiej zaistnieć?
- Nigdy nie chciałam zaistnieć. Nie to było motorem moich działań. Robiłam konsekwentnie swoje. Pracowicie, rzetelnie i wytrwale. Czy się udało ? Nie wiem. Jeszcze nie skończyłam.
Jakie rady dałabyś młodym artystom, którzy marzą o tym, by osiągnąć sukces na polskiej scenie muzycznej? Twój przepis na sukces?
- Żeby zapomnieli o popularności a większy nacisk kładli na wrażliwość, doskonalenie warsztatu, obserwacje, życzliwość. Żeby ich twórczość była elementem ich życia a nie abstrakcją i efekciarstwem. Sztukę powinno się tworzyć bez względu na konsekwencje. Prawdziwy sukces jest zawsze przy okazji.
Rozmawiała: Ilona Adamska
fot. Piotr Myszkowski
Wasze Komentarze
Jeszcze nie skomentowano powyższego artykułu.Wszystkie komentarze są własnością ich autorów. Autor ponosi pełną odpowiedzialność za treść wpisu. Jeżeli wynikną z tego konsekwencje prawne, planetakobiet.com.pl może przekazać wszelkie informacje stronom zainteresowanym na temat danego użytkownika oraz pomóc w jego zlokalizowaniu.