Zanim usiadłam do komputera postanowiłam się przewietrzyć, pójść z małym na spacer.
Życie jednak bywa przewrotne i moje wcześniejsze zamierzenia spaliły na panewce, bo… bo postanowiłam zajść po drodze do sklepu po serek biały, który idealnie skomponuje się z przywiezionym z działki szczypiorkiem i równie smaczną ekologiczną, mazurską rzodkiewką. Serka nie kupiłam, jeść mi się odechciało. A wszystko za sprawą jednej sekundy, która z tego słonecznego pięknego dnia wykreowała zupełnie odmienny.
Przed sklepem pełno dzieciaków - biegających, jedzących lody, zjeżdżających na deskach, rolkach, hulajnogach i rowerkach. Strasznie hałasujący tłum młodych gniewnych (bądź mniej gniewnych), więc uśpiony Robinek nie był w najlepszym miejscu i najlepszym czasie. Trochę zła na tych drących się słodkich bachorków ujrzałam wielki wózek, który prowadził młody przystojny mężczyzna. Szedł z podniesionym czołem, odważnym krokiem. W jednym ręku miał siatki z warzywami, w drugiej kilka paczek pieluszek jednorazowych, pod wózkiem dziwne urządzenie.
Na wózku leżał kilkunastoletni sparaliżowany chłopiec mówiący coś pod nosem, co tylko jego ojciec zapewne był w stanie odczytać . Cały owinięty siecią rur i rureczek chyba od respiratora przenośnego. Nie wiem, co to było, w każdym razie dzięki okularom przeciwsłonecznym odważyłam się zerknąć. Inaczej nie miałabym w sobie tyle odwagi, by skierować wzrok w ich kierunku.
Być może człowiek ten pomyślałby, że jestem mało delikatna, albo traktuję ich inaczej. Byłoby to dla mnie niezręczne. Kiedyś pewnie przeszłabym obok tego obojętnie, nie zastanawiając się nad jego życiem. W każdym razie dzięki tym okularom nie było widać moich łez, które zaczęły płynąć ciurkiem i które nawet teraz, gdy to piszę spadają na klawiaturę.
Do sklepu nie weszłam, ze spaceru wróciłam szybko i jakoś tak sobie myślę, że coś w tym życiu nie jest jak trzeba. Niewinne cierpiące dziecko, które nie może nawet usiąść mija rówieśników z rolkami na nogach. Coś tu jest nie tak – młody mężczyzna pcha kilkudziesięciu kilowy wózek ze swoim dużym dzieckiem i każdą minutę poświęca dla niego, a obok mamusie siedzące na ławkach przy sklepie, które pragną by ich dzieci mniej się darły i wolniej biegały. Coś tu jest nie tak.
Syn jakże zależny od ojca, od jego spojrzenia, uśmiechu, siły i charakteru. A tuż obok nich teoretyczna wolność i mazgające się dzieci, bo mama nie chce kupić loda, lizaka czy kolejnego samochodzika na resorach. W jednej przestrzeni tyle odległych przestrzeni. W jednym świecie dwa światy. Przy tym wszystkim temat jaki smoczek wybrać, lub która huśtawka fajniejsza wydał się tak banalny, trywialny i zupełnie nieistotny.
P.S Dziś Dzień Matki. Mój pierwszy!
Sara May
Wasze Komentarze
Anonim 2014-06-04 22:07:35
Anonim111 2014-05-30 02:06:25
Anonim 2014-05-27 14:02:32
Ela 2014-05-27 13:22:45
Wszystkie komentarze są własnością ich autorów. Autor ponosi pełną odpowiedzialność za treść wpisu. Jeżeli wynikną z tego konsekwencje prawne, planetakobiet.com.pl może przekazać wszelkie informacje stronom zainteresowanym na temat danego użytkownika oraz pomóc w jego zlokalizowaniu.