Będąc młodszą chciałam w sumie niewiele ale jak na moją Matkę – zbyt wiele i nie tego co ona by chciała. Marzyłam o tym, żeby umieć karate czy judo, być wysportowana ale jednocześnie umieć się obronić. To usłyszałam, że „chyba zwariowałam”. Jak chciałam nauczyć się tańczyć, tak zwyczajnie, po prostu – to moja Matka snuła wyobrażenia jak to ja będę mistrzynią tańca towarzyskiego…. W ogóle nie słuchając o co mi chodzi…. Oczywiście też nie poszłam na żadne tańce. Chciałam grać w koszykówkę to niby za słaby wynik w sprawdzianie miałam i po co mi to, to nie dla mnie.
I tak to trwało….. wmawiała mi, że mam iść do szkoły muzycznej i uczyć się gry na pianinie chociaż nawet na cymbałkach fałszuję a jak śpiewać trzeba było to w szkole podstawowej wychowawczyni mówiła „jak już nie śpiewasz to chociaż ruszaj ustami jak stoi klasa na apelu”.
Ilekroć miałam jakieś swoje marzenia czy chciałam rozwijać swoje talenty – było mi to uniemożliwiane. Zaś apodyktyczna Matka usiłowała wymusić na mnie talenty których nie miałam – śpiew, granie, taniec zawodowy. Długo to trwało….
Słyszałam - „Masz iść na studia Marketing i Zarzadzanie, bo idą tam wszyscy!” a jak nie to idź do pracy. Jak poszłam o pracy to znowu „nie pracuje tam gdzie Ona by chciała”, nie te miejsce, nie ten zawód i tak latami….
Cokolwiek robiłam po swojemu spotykało się to z krytyką, wyzwiskami, zakazami, a jak byłam mała to dostawałam pasem lanie takie, że na wf w szkole nie mogłam w krótkich spodenkach ćwiczyć bo miałam sine nogi. Samochód nie taki, ubrana nie tak, uczesana nie tak, nie takie buty założone, nie taka szkoła skończona i tak dalej….
Na szczęście moja natura jest na tyle burzliwa, że nie dałam sobą długo manipulować i się tak traktować. Na tyle byłam silna, że mogłam z tego „błędnego kręgu” wyjść. Wyjść i iść swoją drogą, nie słuchając dłużej tego, nie tłumacząc się z podejmowanych decyzji, z własnych wyborów. Ile mnie to zaciętości i siły kosztowało wiem tylko ja. Jak mnie to bolało, że własna Matka nie doceniała mnie i nie potrafiła wsłuchać się w moje potrzeby – wiem tylko ja.
Do dziś dnia gotuję proste potrawy bo mi skutecznie zniechęciła „coś więcej”, ciasto tylko zwykłe upiekę. Grać na instrumentach nie będę bo nie mam muzycznego słuchu ani talentu. Przez lata nabyłam innych mądrości i talenty a przede wszystkim patrząc wstecz wiedziałam o jednym – że ja swoich dzieci tak nie skrzywdzę. To nie tędy droga. Jak chcą się uczyć gotować czy piec ciasta – niech to robią. Niech kuchnia a nawet pół mieszkania będzie w mące czy cieście ale niech się nauczą jak to robić. Nawet jeśli wymaga to wyrzucenia do kosza 3 dań. Jak chcą uprawiać sporty – niech je uprawiają zgodnie z własną wolą. Jak chcą się rozwijać w kierunku informatycznym – droga otwarta. Nie będę stała na drodze do ich własnego rozwoju bo nie taka jest rola rodzica.
Wielu „rodziców” tego nie rozumie. Zmuszają dzieci do „wyboru” tego co im nakażą. Moja Matka ilekroć się jej sprzeciwiałam wyzywała mnie od najgorszych, poniżała i swoim krzykiem usiłowała mnie zmusić do robienia tego co Ona mi każe „bo tylko to będzie dobre”. Nigdy nie usłyszałam, że moje wykształcenie wyższe jest „dla niej wyższe”, bo młodsze siostry miały to „wyższe”, które Ona im nakazała i ono było „lepsze”.
Całą szkołę podstawową miałam bardzo dobre oceny poza historią. Z historii odpowiadając „śpiewająco” na zadawane pytania miałam zawsze ocenę „3=”. Dlaczego? Do dziś dnia nie wiem. Pamiętam tylko, że Matka raz przyszła do szkoły i coś nauczycielce od historii nagadała. To „coś” sprawiło, że do końca szkoły podstawowej nie miałam „czerwonego paska”, bo wśród wszystkich ocen bdb z historii stało „dostateczny”. I wtedy padało tylko stwierdzenie „no tak, historia”.
Bycie rodzicem nie jest łatwe, nie ma na to „instrukcji” ani „podręczników”. Uważam, że wielu ludzi nie powinno w ogóle mieć dzieci i mam ku temu stwierdzeniu powody. Dziecko to nie narzędzie do zaspokajania własnych ambicji. To nie „pionek” w grze. Dziecko to człowiek. Ma swoje uczucia, potrzeby, swój mały rozumek. Jak się je będzie bacznie obserwowało to dostrzeże się to w czym zaczyna być dobre w czym słabsze. Te dobre strony należy wzmacniać.
Ostatnio usłyszałam od polonistki, że dziecko jej czegoś tam nie napisało. Zapytałam Syna dlaczego – odpowiedział „bo nie wiedziałem jak a Pani tego nie nauczyła” (zdalne nauczanie wiadomo jak wyglądało). Więc jej odpowiedziałam, że „to jej obowiązkiem jest pokazanie dziecku jak to się pisze, nauczenie i wytłumaczenie zasad w tak przystępny sposób, żeby to zrozumiało i umiało zrobić na tyle na ile potrafi. Nie moim obowiązkiem to jest tylko nauczyciela, który wziął za to nauczanie pensję. Ja nie muszę pamiętać co było w szkole 35 lat temu a tym bardziej, że sama mam umysł ścisły i wypracowania z j.polskiego pisałam na góra 1,5 kartki podaniowego papieru pisząc krótko, zwięźle i ”na temat”. Na koniec dodałam, że mnie cieszy fakt, iż moje dziecko ma 6 z j.angielskiego i informatyki a z polskiego może mieć 3. Po dalszych dyskusjach dodałam, że dla mnie najlepiej idzie teraz pisanie pism urzędowych i sądowych i to ucięło dyskusję.
Nie musisz zatem ze swojego dziecka robić kogoś kim ono nie chce być. Daj mu swobodę rozwoju. Nie myl jej z rozpustą, pycha i pogardą dla innych. Naucz szanować odmienność, to, że ktoś ma inne „talenty” czy pasje. Obserwuj, wspieraj, bądź. Ty swojego życia nie cofniesz do czasu dzieciństwa tak jak ja tego już nie zrobię. Za to możesz widząc co było w nim złe – nie popełniać tych samych błędów. Bądź dla dziecka rodzicem a nie katem. Niech nie boi się powiedzieć Ci, że dostało gorszą ocenę w szkole czy, że jakiegoś przedmiotu nie lubi.
Pozwól mu na bycie sobą.
Pozdrawiam
Magdalena
Wasze Komentarze
Joanna 2021-07-12 16:25:52
Barbara 2021-07-11 23:12:35
Anonim 2021-07-10 21:08:50
Ewa43 2021-07-10 21:08:02
Wszystkie komentarze są własnością ich autorów. Autor ponosi pełną odpowiedzialność za treść wpisu. Jeżeli wynikną z tego konsekwencje prawne, planetakobiet.com.pl może przekazać wszelkie informacje stronom zainteresowanym na temat danego użytkownika oraz pomóc w jego zlokalizowaniu.