Czwartek, 18 kwietnia 2024r. Apoloniusza, Bogusławy, Gościsławy
 Szukaj
FACEBOOK RSS EMAIL Strona główna
Planeta Kobiet

Małgorzata Saramonowicz: Średniowiecze i my

- Wbrew pozorom nie jestem osobą całkowicie pogrążoną w rozpaczy i zadumie nad ponurą kondycją świata. Uwielbiam komedie, uwielbiam się śmiać. Najbliższy jest mi absurdalny humor brytyjskiej grupy komików Monty Python, ale kocham też klasyczne komedie jak „Pół żartem, pół serio”. Rozmowa z Małgorzatą Saramonowicz.
Kiedy czytałam Pani najnowszą powieść „Xięgi Nefasa. Trygław Władca Losu”, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że to idealny materiał na polską „Grę o tron”: intrygi, zbrodnia, namiętności, seks, tajemnice, a przede wszystkim walka o władzę polityczną i rząd dusz w Polsce z czasów Bolesława Krzywoustego. Czy będzie z tego film?
- To rzeczywiście proza bardzo fabularna. Myślę, że film na podstawie „Xiąg Nefasa”, a raczej serial (bo to zbyt rozbudowana i wielowątkowa historia na pojedynczą fabułę), sprawiłby widzom dużo satysfakcji. Na razie mogę powiedzieć tylko tyle, że prowadzę rozmowy produkcyjne, trwają też wstępne prace scenariuszowe.

Uporządkujmy: głównym bohaterem i narratorem pani powieści jest tytułowy Nefas – kronikarz rządzącego Polską księcia Bolesława, który walczy o władzę ze swoim bratem Zbigniewem. To jednoznacznie dowodzi, że Nefasem jest najważniejszy kronikarz polskiego średniowiecza, czyli Gall Anonim, prawda?
- To prawda, pierwowzorem postaci Nefasa był Gall Anonim. Z tego co o nim wiemy, a w zasadzie czego nie wiemy, już można stworzyć fantastyczną fabułę. Był świetnie wykształconym mnichem, który przybył do nas nie wiadomo skąd. Według jednych badaczy z Francji, według innych z pogranicza Walonii i Flandrii, z Wenecji, a nawet Bawarii. Namieszał w polskich dziejach pisząc kronikę, która odcisnęła piętno na naszym postrzeganiu historii i państwowej świadomości a potem po prostu zniknął. To aż się prosi o powieść. W „Xięgach Nefasa” uzupełniłam tylko to, czego nie wiemy o Anonimie i stworzyłam postać kronikarza, szpiega, awanturnika, który na dodatek nie stronił od magii.

„Xięgi Nefasa. Trygław Władca Losu” to powieść umocowana w historii. Odnajdujemy w niej wiele wydarzeń, które znamy z podręczników polskiego średniowiecza. Jednocześnie jest w niej także potężna przestrzeń fikcji: łącznie z magią. Jak Pani – historyk z wykształcenia – konstruowała swoją opowieść?
- W „Xięgach” usiłowałam połączyć dwie rzeczy, które kocham: historię, jako opowieść o przeszłości i historię, jako przygodową fabułę wypełnioną perypetiami bohaterów. Średniowieczna Polska początków XII wieku to fantastyczne źródło dramatycznych wątków: walka Bolesława Krzywoustego o pełnię władzy nad krajem zakończona oślepieniem Zbigniewa, rycerskie perypetie Piotra Dunina Włostowica, spisek i porwanie przez niego Wołodara, konflikt z Władysławem Wygnańcem, obrona państwa przed cesarzem Henrykiem V. To był dla mnie punkt wyjścia, ale ponieważ moim nadrzędnym celem było skomponowanie wciągającej, wartkiej opowieści, zdarzało się, że historyczne luki uzupełniałam fikcją, dokonywałam kontaminacji kilku rzeczywistych postaci, albo przesuwałam jakieś wydarzenia w czasie. Na przykład historiografia wątpi w to, by Zbigniew, przyrodni brat Krzywoustego miał żonę. Jednak dla mnie żona Zbigniewa była niezbędna do rozwoju akcji. Bowiem kołem napędowym całej historii jest rywalizacja braci - który pierwszy spłodzi prawowitego następcę.

A co do przestrzeni magicznej, to chciałabym zwrócić uwagę na jeden jej aspekt. Dla człowieka średniowiecznego nadprzyrodzone zdarzenia lub magiczne przedmioty były całkiem realne. Święty potrafił sprawić, że odrąbana głowa na powrót zrastała się ciałem, czarownice naprawdę rzucały uroki, od których zdychały krowy, chrześcijański Bóg i inni, na początku XII wieku wciąż jeszcze silni, pogańscy bogowie czynili cuda, władali żywiołami, odmieniali ludzkie losy, zsyłali kary na grzeszników. Magia, czyli to co dziś dla nas należy do porządku fantasy, w wiekach średnich była po prostu namacalną codziennością.

Jaką rolę w historii pełni pogański bóg Trygław?
- To potężny trójgłowy bóg, władający Ziemią, Niebem i Zaświatami. Nefas zwraca się do jego kapłanów o pomoc, gdyż wie, że jeśli Krzywousty nie będzie miał syna, straci tron. W efekcie starodawnego, pogańskiego obrzędu zmiany losu, jednej nocy rodzi się trójka dzieci, których żywoty zostaną splecione na zawsze - wśród nich jest upragniony dziedzic Bolesława. Za boską interwencję Nefasowi przyjdzie jednak słono zapłacić.

Wiem, że „Xięgi Nefasa. Trygław Władca Losu” to dopiero pierwsza część wielkiej sagi. Na ile tomów planuje Pani dalsze historie książęcego kronikarza?

- Na razie mam w głowie jeszcze dwa tomy. Drugi, nad którym teraz pracuję historycznie opowiada o czasach wojny z cesarzem Henrykiem V, zmaganiach Krzywoustego na Pomorzu oraz ścieraniu się dawnych, pogańskich wierzeń z chrześcijaństwem. Fabularnie zaś, Nefas będzie musiał strzec trójki dzieci, których losy splótł i odmienił poprzez obrzęd Trygława. Będzie też walczył o odzyskanie swojej ukochanej z tomu pierwszego.

Co polska historia dawnych wieków może powiedzieć Polakom współczesnym? Czy jest jakaś wspólna płaszczyzna, która pozwala zestawiać polskie problemy z XI i XXI wieku?

- Myślę, że namiętności zwyczajnych ludzi żyjących w średniowieczu: miłość dążenie do szczęścia, pragnienie posiadania dzieci, przywiązanie do ojczyzny wydałyby nam się bardzo bliskie. Ale jeśli głębiej zanurzyć się w historię, można odkryć, że niestety także mechanizmy zdobywania władzy: pułapki, zdrady, podstępy i kłamstwa nie uległy aż tak wielkiej zmianie. Bolesław Krzywousty, aby pokonać Sieciecha, palatyna swego ojca, który całkowicie zawładnął państwem i starzejącym się Władysławem Hermanem, zawarł sojusz ze swoim przyrodnim bratem Zbigniewem. Wspólnie pokonali Sieciecha, ale już w dniu pogrzebu Hermana stanęli przeciwko sobie i w czasie tej bratobójczej walki naprawdę nie przebierali w środkach. Tak więc przeszłość niesie też w swoim przesłaniu przestrogę, żebyśmy nie popełniali tych samych błędów. Można mieć tylko nadzieję, że im więcej będziemy wiedzieć o naszych przodkach, tym mądrzej uda nam się poruszać w teraźniejszości.

Powieść „Siostra” z 1996 roku - Pani szokujący debiut o molestowaniu seksualnym w rodzinie – był sporym wydarzeniem literackim i budził skrajne emocje krytyków i czytelników: od potężnego zachwytu do równie potężnej niechęci. Jak Pani dziś wspomina tę książkę i jej ówczesną recepcję?
- Przez całe lata borykałam się z fobią i nie potrafiłam nikomu wytłumaczyć, jak to jest, że lęk potrafi przejąć kontrolę nad umysłem, jak unieruchamia i degraduje. W końcu wpadłam na pomysł napisania powieści, która zmusi czytelnika, by po prostu ten lęk poczuł. Powstał thriller psychologiczny, w którym młoda kobieta na wieść o tym, że jest w ciąży, zapada w śpiączkę. Lekarze nie potrafią wyjaśnić przyczyn tego stanu, a jej mąż nie ustaje w poszukiwaniach rozwiązania zagadki. Jednak to co odkryje nie uratuje już nikogo. Książka rzeczywiście była mocna i wzbudziła wielkie emocje. Cześć krytyków obraziła się z powodu problemu po jaki sięgnęłam – seksualne prześladowanie w rodzinie. Wtedy był to jeszcze temat tabu, o którym nie wypadało mówić, wypierany ze zbiorowej świadomości, wstydliwy. Na szczęście pod tym względem bardzo wiele się w Polsce zmieniło. Ale nawet dziś zdarza się, że dostaję listy od czytelników poruszonych do głębi „Siostrą”, którzy piszą, że opisałam ich traumy.

„Siostra” również wydaje się być świetnym materiałem na filmowy thriller. Dlaczego nie powstał z niej film?

- Wtedy faktycznie zwróciło się do mnie kilka osób, reżyserów i producentów zainteresowanych ekranizacją „Siostry”. Niestety nigdy nie doszło do realizacji filmu, ale tak właśnie wygląda ta branża. Nie ma w niej nic pewnego. Wciąż mam jednak nadzieję, że może kiedyś…

W kolejnej Pani powieści („Lustra” z 1999 roku) narratorami historii kryminalnej są tytułowe lustra, które opisują zbrodnie popełniane przez kilkunastoletnią dziewczynkę. Czy wybiera Pani tematy, by szokować czy po prostu widzi Pani świat bardziej jako przestrzeń dla aktywności zła niż dobra?

- Nie wiem, co miałabym na to odpowiedzieć. Po prostu pisałam o rzeczach, które wydawały mi się ważne, bolały: prześladowanie seksualne, eutanazja, cierpienie, lęk, traumy przeszłości. A jeśli chodzi o postrzeganie kondycji człowieka to rzeczywiście częściej zadaję sobie pytanie „skąd dobro?” niż „skąd zło?”. Według mnie wszechogarniającego cierpienia, okrucieństwa i zła, nie równoważy żadne piękno czy dobro. Żyjemy po prostu w świecie wielkiej dysharmonii.

A czym Pani chciała nas wstrząsnąć w swojej trzeciej powieści „Sanatorium” z 2005 roku?

- To opowieść o wojennych losach kilkorga dzieci i o tym, jak ofiara zostaje naznaczona przez zło, którego doświadczyła, lub nawet była tylko jego świadkiem. W „Sanatorium” jest taka kobieca postać – Maria, do której zjeżdżają wszyscy okoliczni mieszkańcy, ale nie po to by wyznawać grzechy, tylko po to by podzielić się swoim cierpieniu i w ten sposób od tego cierpienia się uwolnić. Maria ma bowiem tę niezwykłą właściwość, że słuchając cudzej opowieści, przejmuje na siebie cudzy ból. Pisanie to dla mnie podobny rodzaj oczyszczenia, uwolnienia się od przerażenia. Powieść po prostu może unieść każdy przerażający koszmar, człowiek niestety nie.

Skąd taka długa przerwa między „Sanatorium” a „Xięgami Nefasa”?

- To prawda - minęło dziesięć lat od wydania mojej ostatniej powieści. Nie pisałam książek, ale w tym czasie byłam m.in.: współscenarzystką filmów „Lejdis” i „Jak się pozbyć cellulitu” oraz serialu „Tango z aniołem”. Pracowałam przy produkcji, oprócz wyżej wymienionych filmów, także „Testosteronu” i „Idealnego faceta dla mojej dziewczyny”. Nie mówiąc już o tym, że jednocześnie wychowywałam dzieci i przygotowałam się do pisania „Xiąg Nefasa” właśnie.

Autorka, która kojarzona jest z mrocznymi historiami, współtworzyła scenariusz wielkiego hitu komediowego „Lejdis”. Jaki jest Pani stosunek do komedii? Co pani lubi najbardziej? Co panią śmieszy?
- Wbrew pozorom nie jestem osobą całkowicie pogrążoną w rozpaczy i zadumie nad ponurą kondycją świata. Uwielbiam komedie, uwielbiam się śmiać. Najbliższy jest mi absurdalny humor brytyjskiej grupy komików Monty Python, ale kocham też klasyczne komedie jak „Pół żartem, pół serio”. Niezmiennie śmieszy mnie „Seksmisja” Juliusza Machulskiego i oczywiście filmy mojego męża Andrzeja Saramonowicza. Jego poczucie humoru uwiodło mnie wiele lat temu do tego stopnia, że właśnie w styczniu obchodziliśmy 25-lecie naszego ślubu.

Wraz z mężem Andrzejem Saramonowiczem jest pani także autorką scenariusza do serialu o Żołnierzach Wyklętych. Wiem, że od lat zabiegacie o jego powstanie. Jakie są obecne losy tej historii?

- Od czterech lat zabiegamy w polskich stacjach telewizyjnych, by ten serial powstał. Jesteśmy gotowi poświęcić kolejne cztery lata życia, by to się udało. Major Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka” i jego V i VI Brygada Wileńska – prawdziwi bohaterowie i postaci jak z greckiej tragedii – są tego warci.

Pisze Pani powieści i scenariusze, rzeczy współczesne i historyczne, poważne i śmieszne. Skoro nie ma Pani jednej ulubionej „specjalizacji” to proszę powiedzieć, czym się Pani kieruje w wyborze swoich aktywności zawodowych. I co jest dla Pani w tworzeniu najistotniejsze?
- Faktycznie, wyszło dość różnorodnie. Przyznam się, ze nigdy tak nie patrzyłam na swoją twórczość. Szczerze mówiąc znacznie bliżej mi do mrocznych, zawiłych historii niż do lekkiego humoru. A to czy akcja toczy się w współcześnie czy w przeszłości jest po prostu kwestią znalezienia właściwej formy wyrazu do wybranego tematu. Może to być thriller psychologiczny, powieść historyczna z elementami fantasy, scenariusz, a nawet może kiedyś science-fiction. Chodzi po prostu o to aby znaleźć właściwy klucz do czytelnika.

Rozmawiała: Ilona Adamska
fot. Dorota Czoch
Oceń ten artykuł:  1 pkt 2 pkt 3 pkt 4 pkt 5 pkt    Aktualna ocena: 5,00
 
Wyślij e-mail rekomendujący ten artykuł
E-mail adresata
 
 
Małgorzata Saramonowicz: Średniowiecze i my
- Wbrew pozorom nie jestem osobą całkowicie pogrążoną w rozpaczy i zadumie nad ponurą kondycją świata. Uwielbiam komedie, uwielbiam się śmiać. Najbliższy jest mi absurdalny humor brytyjskiej grupy komików Monty Python, ale kocham też klasyczne komedie jak „Pół żartem, pół serio”. Rozmowa z Małgorzatą Saramonowicz.
Czytaj cały artykuł

 
Twoje Imię i Nazwisko
 
Twój E-mail
 
 
Dodaj swój komentarz do artykułu.
 
Komentarz
Autor
 

Wasze Komentarze

świetny wywiad
Ola 2016-06-30 07:31:14


Wszystkie komentarze są własnością ich autorów. Autor ponosi pełną odpowiedzialność za treść wpisu. Jeżeli wynikną z tego konsekwencje prawne, planetakobiet.com.pl może przekazać wszelkie informacje stronom zainteresowanym na temat danego użytkownika oraz pomóc w jego zlokalizowaniu.

Konkursy

Wywiady z gwiazdami

Nasza Ankieta

Najprzystojnieszy polski aktor to?

zagłosuj
Moda   Trendy   Projektanci   Modna w ciąży   Ciekawostki   Porady stylisty   Zdrowie i Uroda   Zdrowie   Uroda   Make-up   Rozmaitości   Kącik kulinarny   Z życia wzięte   Wielki świat   Motoryzacja   Nasze dzieci   Porady   Nasz ślub   Kultura   Muzyka   Kino   Teatr   Książka   Sztuka   Konkursy   Konkurs SMS-owy   Konkurs książkowy   Konkurs muzyczny   Wywiady z gwiazdami   Kominek    
Copyright © 2024 Planeta Kobiet. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie L77 - Strony internetowe Strony internetowe