... ewidentny brak przystosowanych dla dzieci wodnych atrakcji w dzielnicy.
Wśród biegających urwisów wyraźnie na pierwszy plan rzucają się dwaj chłopcy w wieku mnie więcej około 6-7 lat i wadze około 50-60 kg. Tłuszcz zwisa na brzuchu, pięć podbródków zdobi twarz, a majtki za małe na te opasłe pupska. Pośród dorosłych nie widzę żadnego, który pasowałby mi jako ich rodzic. Okazuje się, że szczupła mamusia siedzi na ławce i robi za „żarciodawcę”. Wyposażona w cały arsenał pyszności podaje im chipsy na zmianę z colą, lizakami, żelkami i pączkami. Dumna, że dzieci mają apetyt macha do tatusia, który wraca z kiosku z lodami. Nota bene tatuś też szczupły.
Pomijam, że to nie jest estetyczne, ale przede wszystkim jest to zagrożenie dla zdrowia i życia. Złe odżywianie zaczyna się od małego. Po co dawać dziecku słodkie herbatki lub gotowe kaszki z cukrem? Nie lepiej, aby dziecko piło wodę i jadło kaszę zrobioną przez mamę? Brak czasu? Nie przesadzajmy. To zajmuje chwilę, żeby ugotować 2 łyżki kaszki i dodać jabłko. To ewidentne pójście na łatwiznę, które zemści się prędzej czy później.
Teraz mama idzie na skróty i podaje gotowe kupowane produkty, cukierki czy słodkie buły, żeby choć na chwilę zamknąć paszczę swojemu maluchowi… a potem będzie spędzała całe dnie w kolejkach do lekarzy. Ile dzieci ledwo siedzących jedzie w wózku i trzyma w ręku biszkopty, które ze zdrowym pokarmem mają niewiele wspólnego? Wystarczy przeczytać skład na opakowaniu. Wiadomo, że to łatwe podać biszkopta i mieć spokój choć na moment, jednak można podać obraną marchewkę wcześniej ugotowaną i włożoną do pojemniczka.
Niektóre babcie są jeszcze gorsze od mam. Aby podlizać się do wnuczka kupują na potęgę cukierki i cieszą się jak głupie, że dziecko lubi babcię. Są na szczęście mądre mamy, babcie, tatusiowie czy dziadkowie. Na ławeczce w pobliżu fontanny siedział chłopiec z dziadkiem i miał w ręku pojemniczek z przygotowanymi wcześniej kawałkami arbuza, brzoskwini, jabłka i banana. A ku mojemu zdziwieniu popijał to kompotem w butelce. Kompot był truskawkowy, czuć było z daleka ten zapach. Czy miastowe dzieci w ogóle wiedzą co to kompot?
Obecnie staram się Robinowi dawać jak najwięcej warzyw i owoców. Efekt jest taki, że nawet do ręki nie chce wziąć chrupka, za to brzoskwinię, oliwki czy pomidora je aż mu się uszy trzęsą. Niektórzy powiedzą, że nie da się dziecka uchronić przed pizzą, frytkami, chipsami i colą. Prędzej czy później będzie zajadało te śmieciowe sztuczności. To w takim razie lepiej później niż prędzej, a dopóki mamy wpływ na to, co dziecko je, podawajmy to, co zdrowe.
Poza tym nikt nie twierdzi, że nie można zjeść frytek i popić colą. Można! Ale od czasu do czasu i w rozsądnych ilościach. Sama pamiętam, że razem z dziadkiem chodziliśmy na lody czy gofry. Ale jedliśmy z bratem normalne obiady, nie było żadnego grymaszenia czy wypluwania jedzenia, a owoce gościły w naszych brzuchach zerwane prosto z krzaka w ilościach przerażających. Kompot znikał z garnka po kilku godzinach, a ciągły ruch i zabawy na podwórku pozwalały spalić kalorie po lodach.
A teraz mamy czasy, że w weekendy całe rodziny wizytują w McDonaldzie, po czym idą do domu by zasiąść przed komputerem czy telewizorem.
P.S Nie mówię o dzieciach otyłych z powodu choroby. Mówię o spasionych przez nadgorliwe mamunie.
Sara May
Wasze Komentarze
K 2015-12-03 21:55:09
Rynek 2015-01-30 07:55:27
Sara May 2014-08-27 10:03:15
Pogodna 2014-08-19 19:07:03
Anonim 2014-08-11 12:33:22
Anonim 2014-08-07 17:28:36
evelin 2014-08-07 17:26:08
Julia 2014-08-05 09:55:41
Anonim 2014-08-04 10:30:40
Wszystkie komentarze są własnością ich autorów. Autor ponosi pełną odpowiedzialność za treść wpisu. Jeżeli wynikną z tego konsekwencje prawne, planetakobiet.com.pl może przekazać wszelkie informacje stronom zainteresowanym na temat danego użytkownika oraz pomóc w jego zlokalizowaniu.